Gdy mały amerykański deweloper Bend Studio zatrudniający trochę ponad 130 osób, a znany głównie z małych spin-offów na handheldy zapowiedział pierwszy duży tytuł mało kto wierzył w jakikolwiek sukces. Czy studio bez kompletnie żadnego doświadczenia w produkcji tytułów AAA mogło w ogóle stworzyć dobry tytuł? Otóż tak, bo Days Gone, które właśnie recenzuje to, moim zdaniem, tytuł wypełniony świetną i dojrzałą historią wystarczającą na co najmniej 40h świetnej zabawy.

Kolejny nudny sezon The Walking Dead? Nic bardziej mylnego

Na początku zaznaczę, że gra gameplay’em i fabułą stoi i jeśli w większości produkcji mamy jedną z tych dwóch składowych tak już tytułów mogących się pochwalić obydwoma elementami jest jak na lekarstwo. Nie szukając daleko, przy jednym z lepszych exów Sony, a więc Horizon Zero Dawn bawiłem się niesamowicie dzięki wciągającej rozgrywce, ale już same rozrysowane postaci oraz historia przedstawiona w grze lekko kulała. W Days Gone gra się równie rewelacyjnie co żyje rozwijającą się historią.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Gra to nic innego jak ogromny postapokaliptyczny sandbox wypełniony całym worem aktywności. Historia opowiada losy Deacona St. Johna, członka byłego już klubu motocyklowego o nazwie 'Mongrels’, czyli 'Kundle’. Dwa lata temu stracił kontakt ze swoją ranną żoną, która odleciała helikopterem rządowej ogranizacji NERO do najbliższego obozu uchodźców. Czy udało jej się przetrwać? Czy na jej odnalezieniu będzie opierał się główny wątek fabularny? No właśnie, ja byłem tego bardzo ciekaw, a gdy już sądziłem, że wszystko zmierza ku końcowi gra nie raz pokazywała mi środkowy palec serwując kilka dużych zwrotów akcji, po których oczy wychodziły mi na wierzch, a ja nie wiedziałem czy to już jest koniec czy mam grać dalej. Generalnie petarda!

Deacon St. John kontra apokalipsa

Tłem wydarzeń w jakich samym środku znalazł się główny bohater jest postapokaliptyczny świat wypełniony zombie świrusami, bo tak twórcy nazywają snujących się po całej grze nieumarłych. Tak, jest to kolejna gra z nieumarłymi opanowującymi świat, których przecież nie brakuje. Brakuje natomiast gier ze świetnie poprowadzoną fabułą, dobrze rozrysowanymi postaciami o wielu odcieniach szarości i światem, który faktycznie żyje. Days Gone wypełnia tą lukę doskonale.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Świat przedstawiony w grze umiejscowiony został m.in. na terenie Parku Krajobrazowego Jeziora Kraterowego w stanie Oregon. Oferuje dość zróżnicowane miejsca, po których zwykle poruszałem się na swoim motocyklu. Zaczynamy wśród pięknych lasów iglastych, by wraz z rozwojem gry przenieść się na tereny o zubożałej roślinności czy też pokryte śniegiem tereny górzyste. Nie bez powodu wspomniałem o motocyklu, już na samym początku stał się dla mnie czymś więcej niż tylko środkiem lokomocji i mógłbym śmiało powiedzieć, że pokonując tak duże odległości w grze bez niego dawno bym przepadł.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pMapa jest duża, podzielona na etapy, nie da się jej odkryć w całości, nowe lokacje pojawiają się wraz z postępującą fabułą. Ta część Oregonu wyglądem bardziej przypomina wojenne pobojowisko niż tereny rekreacyjne, do których jeszcze 2 lata temu zjeżdżali turyści odpocząć. Zniszczone i zarośnięte drogi, opuszczone budynki publiczne oraz prywatne posiadłości, porzucone na prędce w geście ucieczki samochody oraz snujące się po okolicy zombie świrusy. Popkultura stworzyła już wiele rodzajów umarlaków żywiących się pozostałymi przy życiu ludźmi.

W Days Gone mamy ich kilka 'gatunków’ i tak na swojej drodze spotykałem traszki, czyli zamienione w zombie świrusy (jak jeszcze raz to skreślę to mnie chyba szlag trafi) dzieciaki, trzymają się w grupach i nie atakują jeśli nie zapuszczasz się na 'ich’ teren. Fundamentem gry są jednak tzw. rojaki, czyli dorosłe odmiany nieumarłych samotnie bądź w mniejszych grupkach snujące się po Oregonie. Jednak nie to stanowi jeden z wyznaczników fenomenu najnowszego tytułu Bend Studio. W dalszym etapie rozgrywki na swojej drodze zetknąłem się z tzw. hordami, czyli grupą zombie (naprawdę świrusy to durne określenie) liczących nawet i kilkuset osobników (!). Nie wiem jakim cudem leciwy już Jaguar służący za mózg konsoli poradził sobie z tak dużą liczbą NPC na ekranie, zdecydowanie jestem pod ogromnym wrażeniem.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl
To nie jest przerywnik filmowy, one tak po prostu śmigają po mapie

Kojarzycie ten film z Bradem Pittem World War Z prawda? Zachowanie hordy mocno przypomina te zwinne skurczybyki z filmu w reżyserii Marca Forstera. Gdy stykałem się z nimi w początkowych etapach gry musiałem momentalnie na prędce wykonywać w tył zwrot i kierować się biegiem w stronę motoru i szczęście jeśli jeszcze miałem trochę paliwa w baku. Na wodę przecież nie jeździmy, a o tym tak wielu twórców gier zapomina. W Days Gone paliwo może nam się po prostu skończyć, wtedy należy szukać czerwonych kanistrów, porozśiewanych po całej mapie czy też opuszczonej stacji paliw. Alternatywą pozostaje również pchanie motoru do najbliższego obozowiska i wykupienie paliwa.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Prócz zombie i obozowiczów w grze występują także wieczyści, pokręcony kult czczący nieumarłych. Ich wyznawcy wycinają na własnej skórze inskrypcje, przypalają ogniem siebie i innych oraz zabijają wszystkich naokoło prócz zombie. Są nienormalni i lepiej ich omijać z daleka, choć w toku gry będziemy musieli się prędzej czy później z nimi zmierzyć.

W Days Gone nie mogło zabraknąć również craftingu i tak Deacon może wyprodukować ze zbieranych pustych butelek, nafty i szmat koktajl mołotowa czy też używając złomu zebranego z opuszczonych samochodów naprawić swój motor. Ulega on destrukcji, więc skakanie z klifu należy sobie odpuścić. Jedną z broni jest kusza, do której wytwarzamy kilka rodzajów bełtów, w zależności od tego co mamy dostępne w ekwipunku. Ogniste bełty pomagają w niszczeniu tzw rojów, a więc siedlisk zombie, czy też gniazd zainfekowanego ptactwa. Ci mali latający terroryści irytowali mnie w stopniu pozwalającym na rzucenie padem w bliżej nieokreślonym kierunku. Crafting w Days Gone wydaje się być czymś naturalnym, szukamy drzew cedrowych, prochu strzelniczego, pustych butelek, czy też roślin jadalnych po to by stworzyć z nich coś prostego, a zarazem skutecznie eliminującego przeciwników.

Podczas odkrywania mapy napotykałem na lokacje skażone, okazujące się być siedliskiem świrusów zamieszkujących opuszczone domy, stodoły czy też naczepy ciężarówek. Gdy je niszczyłem i oczyszczałem teren z zombie przejeżdżając tędy następnym razem spotykałem o wiele mniejszą ich ilość niż gdybym nie zrobił nic. Szybko okazuje się również, że nie tylko nieumarli grasowali na moje życie, otóż świat wypełniony jest całą masą obozowisk niezainfekowanych ludzi. Ta banda morderców i gwałcicieli, jak to określa ich główny bohater często dokonywała na mnie zasadzek. Snajper na drzewie czy też rozciągnięta pomiędzy samochodami stalowa lina skutecznie utrudniały mi rozgrywkę.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Podobnie jak z niszczeniem rojów tak i gdy pozbywałem się ludzi znajdujących się w obozowiskach teren naokoło stawał się o wiele bardziej przyjazny do eksploracji, a ja również nagradzany zostawałem nowym elementem ekwipunku. Inaczej, nie chcesz rozpędzony wjechać w metalową linę rozwieszoną pomiędzy samochodami i zostać obity pałami 5 sekund później? Niszcz obozowiska. Nie chcesz ciągle zawijać przed zombie, a przy okazji podbić sobie poziom i zyskać trochę sprzętu do craftingu? Niszcz strefy zakażone. Tutaj ogromny plus dla ekipy Bend Studio, bo te aktywności mogę łatwo porównać do zadań i 'zapchajdziur’ z Assassin’s Creed Odyssey, które kompletnie nic nie wnosiły do rozgrywki i tylko irytowały. Powiem więcej, Francuzi przerośli samych siebie wręcz nakazując mi tracenie czasu na grind w celu uzyskania wyższego poziomu i kontynuowaniu wątku głównego i jeśli Valhalla, będzie wyglądała podobnie, to ominę ją szerokim łukiem.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Mistrzowsko rozpisana postać protagonisty oraz postaci drugoplanowych

Główny bohater, Deacon jest charakternym gościem mającym swoje zdanie, w niczym nie przypomina znakomitego grona protagonistów jakimi mogłem sterować w większości gier. Dyskutuje, stawia się, podejmuje asertywne decyzje i nie przytakuje ciągle jak jakiś pajac bez wyrazu. Prowadzi także dialogi z innymi towarzyszącymi mu motocyklistami czy też nawiązuje kontakt przez krótkofalówkę. Wraz z tokiem rozgrywki w postaci dokonuje się pewna przemiana, zmienia swoje poglądy. W nieistniejącym już gangu motocyklowym zaprzyjaźnił się z niejakim Boozerem, który po dwóch latach od wybuchu epidemii wciąż mu towarzyszy. Postać Boozera jest idealnym przykładem twardziela o gołębim sercu rozpisanego przez twórców w mistrzowskim stylu.

Większość postaci drugoplanowych, które spotkałem na swojej drodze miała dobrze rozpisane dialogi. Dzięki świetnemu dubbingowi angielskiemu (nie mylić z polskim, który jest po prostu nierówny) i motion capture stojącym na naprawdę wysokim poziomie nie czułem się jakbym grał w grę, a raczej oglądał ciekawy film zajadając miskę maślanego (mój ulubiony!) popcornu. Postacie zamieszkujące postapokaliptyczny Oregon spierają się z Tobą, mają własne zdanie, często wdajesz się z nimi w dyskusję, okazujesz cały wachlarz emocji od szczęścia po nienawiść. Źyjesz ich życiem, które jest ciekawe (nie mylić z przeglądaniem insta…).

Całość prezentuje się bardzo naturalnie przypominając swoją złożonością i stylem prowadzenia narracji serię GTA od ekipy Rockstara. Oczywiście zdarzały się durne i drętwe dialogi wyciągnięte z choinki, ale było ich zdecydowanie mniej niż tych dobrych, trzymających gracza za przysłowiowe jaja. Fabuła angażowała mnie od początku do końca, gra jest niesamowicie pod tym względem równa, nie przypominam sobie momentów, w których bym się nudził jak to miało miejsce chociażby we wspomnianym już ostatnim Assassin’s Creed.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Odrobina 'normalności’ w tym całym szaleństwie

Wraz z rozwojem wydarzeń odkrywałem obozowiska ludzi mniej lub bardziej przyjaźnie do mnie nastawionych. Ludzi, którzy chcą odnaleźć się w nowej rzeczywistości przy okazji nie krzywdząc nikogo kto nie jest wrogo nastawiony. Kojarzycie to śmieszne miasteczko w bodajże 5 sezonie The Walking Dead z całym samorządem? No, to tutaj mamy kilka podobnych do tego wersji obozowisk. W każdym z nich wykonywałem zadania zarabiając na własny rachunek. Nie mogłem wydać zarobionych pieniędzy za pracę wykonaną w jednym z obozów w drugim, co również wydaje się być jednym z lepszych pomysłów mobilizujących gracza do wykonywania zadań w różnych miejscach.

Szalenie podobało mi się  to, że świat w Days Gone sprawiał wrażenie żyjącego. Przejeżdżający obok mnie motocykliści przed którymi musiałem się chować w krzakach, czy też świrusy bądź dzikie zwierzęta napadające na obozy ludzi. Skóry z takich zwierząt mogłem przehandlować w przyjaznych obozach zdobywając walutę w grzę, punkty doświadczenia oraz ZAUFANIE. To ostatnie okazało się niezwykle ważne, bowiem wraz z wykonywaniem zadań dla poszczególnych obozów rosło wśród mieszkańców zaufanie do prowadzonego przeze mnie głównego bohatera. Dzięki temu z czasem mogłem kupować lepsze bronie, granaty, apteczki i inny sprzęt. Szalenie prosty, a zarazem mocno angażujący aspekt w grze. Jeśli najnowsza produkcja Bend Studio byłaby czekoladą, to tasiemce Ubisoftu mógłbym śmiało porównać do produktów czekoladopodobnych i to właśnie w kwestii zaangażowania gracza w świat przedstawiony.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl
Dzięki DLC możemy zamienić bak w naszym motorze na…inkubator z dzieckiem znanym z Death Stranding

Zdobywane umiejętności ułatwią Ci przeżycie, i to bardzo

Twórcy postanowili także wyposażyć bohatera w możliwość zdobywania perków, za każdy kolejny poziom dostawałem jeden punkt umiejętności, który przeznaczałem na udoskonalenia w jednej z trzech klas. Dzięki temu mogłem szybciej przeładowywać broń, wydłużyć działanie bullet time’u, który w grze występuję czy też zbierać dwa razy więcej roślin. Twórcy skorzystali z jednej z najbardziej niedocenianych funkcji DualShocka 4 udostępniając możliwość poruszania się po menu za pomocą panelu dotykowego.

Days Gone recenzja blog majkpisze.plDays Gone recenzja blog majkpisze.pl

Muszę również wspomnieć o tym, że gra na start, a więc w dzień premiery niestety, ale oferowała liczne błędy i glicze. Znikały misje, gracz klinował się w ziemi, a zombie potrafiły wylecieć w powietrze. Z jedne strony produkcja potrafiła również chrupnąć i zgubić kilka klatek. Z drugiej zaś piękny świat, wolumetryczne światła, ostre tekstury, efekty pogodowe dobitnie pokazały wszystkim, że sprzęt pamiętający jeszcze 2013r. już tak świetnie sobie nie radzi jak kiedyś. Piszę o tym wszystkim w czasie przeszłym, bo po roku od premiery, twórcy dzięki tytanicznej pracy wyeliminowali większość błędów, a ja grając obecnie na podstawowej wersji Slimki uświadczyłem tylko sporadyczne spadki klatek.

Days Gone recenzja blog majkpisze.pl

Aby nie było zbyt różowo, a ja nie wyszedł na jakiegoś fanatyka najnowszej produkcji Bend Studio mogę śmiało powiedzieć, że gra jak każda inna nie jest pozbawiona wad. Mnie irytował powtarzający się głos w radiu, lekkie spadki fps oraz magiczna teleportacja bohatera do innego miejsca wraz ze startem kolejnej misji. Psuło mi to immersje, choć już samo przyspieszenie czasu z uwagi na misję fabularną, która odbywała się o odpowiedniej porze dnia w ogóle mi nie przeszkadzało, a recenzentów zwracających uwagę na ten fakt mógłbym nazwać czepialskimi. Generalnie w zalewie tak ogromnej ilości wartości dodanej w grze, kilka wad nie przeszkadzało mi w rozgrywce. Mało jest gier, w których pamiętałbym większość imion NPC czy też przebieg fabuły, Days Gone jest jedną z takich gier.

Denerwowało mnie również ładowanie gry, a w zasadzie to, że w między czasie mogłem sobie zrobić herbatę i odpalić Netflixa na kilka minut zanim pojawiło się na moim ekranie menu. Dodam, że po wybraniu nowej gry/kontynuacji gra znowu przechodziła w tryb ładowania. Podczas gry również pojawiają się etapy, gdy co kilka sekund widzimy czarny ekran nieprzerwanie zmieniający się z kolejną cut-scenką, jak na jakimś rollercoasterze.

Podsumowując moją recenzję, pierwsza tak duża gra amerykańskiego dewelopera to produkcja zapewniająca lekko 40 godzin zabawy. Wciągający świat oraz angażująca historia powodowała, że nie nudziłem się przy tym świetnym tytule ani minuty, obiecując sobie za każdym razem 'jeszcze tylko godzinka i idę spać, koniec grania na dziś’ : )

Grę oceniam na 9/10!

5 4 votes
Oceń Post
Subscribe
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments