Jeśli tak jak ja mieszkasz relatywnie blisko (75km) Milicza i jego naturalnej perły jaką jest Park Krajobrazowy Doliny Baryczy, a nigdy nie byłeś w Stawnie położonym zaledwie kilka kilometrów dalej to bij się w pierś, pakuj auto najlepiej z całą rodziną i jedź. Na miejscu zobaczysz piękno i wreszcie uda Ci się porządnie zrelaksować.
Jest lipiec, wychodzę na dwór, słońce powoli zachodzi jest 21:00, słyszę harmonijne cykanie i brzęczenie, tu pod Wrocławiem w Smolcu o to wcale nie trudno. Wszędzie cykady i koniki polne, które jeszcze się nie zorientowały, że ich wioska przeradza się w coraz większe miasteczko i to w zastraszającym tempie. Przechodzę poza zabudowania, w stronę przystanku PKP na mokronosie, dźwięk owadów jest coraz głośniejszy, a ja napawam się zapachem lata, tym unikalnym, spotykanym co roku w tym samym okresie.
Polski Hogwart, miejsce, w którym magia i historia spędzają ze sobą niedzielne popołudnia radośnie biegając po pięknych i misternie wykonanych zamkowych salach. Baszty, grube mury, drewniane piętrowe kładki głośno skrzypiące pod butami zwiedzających. Tajemne przejścia oraz historia i jeszcze raz historia, a to wszystko we wnętrzach położonego w sąsiedztwie gór Izerskich, niesamowitego zamku Czocha.
Pienin, chyba nikomu nie trzeba za bardzo opisywać. A no właśnie trzeba, bo jak polskie góry to oczywiście Karkonosze, albo Tatry i koniecznie do Zakopca na krupówki jechać. A gdzie tu miejsce na inne równie śliczne pasma górskie, na których jakby turystów mniej, a ludzie bardziej mili na co dzień? Nasze polskie góry kryją w sobie wiele pięknych malowniczych pasm, a wisienkę na tym rozległym torcie stanowią właśnie przepiękne Pieniny. Wybraliśmy się w to piękne pasmo górskie na przełomie Lipca i Sierpnia, a żeby spisać wszystko to czego na miejscu doświadczyłem stron w opasłej książce by mi nie starczyło. Postaram się jednak opisać moje przeżycia w dwóch częściach, tak w telegraficznym skrócie, z licznymi wskazówkami praktycznymi!
Dzisiaj wybraliśmy się, zupełnie na spontanie (uwielbiam spontany!) na Ślężę, czyli dość niski, bo znajdujący się na zaledwie 717,5 m.n.p.m szczyt dumnie górujący ponad dość płaskim terenem okolic Wrocławia. Zapowiadali deszcz, deszczu nie było, za to mieliśmy piękną choć troszkę wietrzną pogodę i zadyszkę co 15 minut. Czy było warto? Oczywiście 🙂