Jest lipiec, wychodzę na dwór, słońce powoli zachodzi jest 21:00, słyszę harmonijne cykanie i brzęczenie, tu pod Wrocławiem w Smolcu o to wcale nie trudno. Wszędzie cykady i koniki polne, które jeszcze się nie zorientowały, że ich wioska przeradza się w coraz większe miasteczko i to w zastraszającym tempie. Przechodzę poza zabudowania, w stronę przystanku PKP na mokronosie, dźwięk owadów jest coraz głośniejszy, a ja napawam się zapachem lata, tym unikalnym, spotykanym co roku w tym samym okresie.
Tag